Kiedy w krajach uprzemysłowionych Ameryki Północnej oraz Europy Zachodniej na początku XX. ograniczono, czy wręcz niemal wyeliminowano problem analfabetyzmu, jak nigdy wcześniej wzrosło zapotrzebowanie na księgarzy, bibliotekarzy czy drukarzy książek. Sto lat później zawody te są coraz bardziej anachroniczne – książkę poczytać można w sieci, w formie elektronicznej lub zamówić w internetowym sklepie. Wydaje się więc, że w przyrodzie nic nie ginie – to co zyskujemy dzięki dynamicznemu rozwojowi technologii, tracimy w innych sferach życia. Jak choćby pracę.
Wymierające zawody to zjawisko nie nowe – w czasie rewolucji przemysłowej, wielu rzemieślników i robotników straciło pracę, okazało się bowiem, iż lepiej i wydajniej robią to za nich maszyny. Telegraf zabił kurierów, telefon telegrafistów. Coraz trudniej dziś o prawdziwego rzemieślnika – coraz mniej jest szewców, krawcowych, kaletników, zegarmistrzów, a nawet stolarzy. Nie są potrzebni w czasach, kiedy naprawa zegarka kosztuje więcej czasu niż jego wyrzucenie. Nie warto naprawiać rozdartych spódnic, wartych mniej niż obiad dla jednej osoby w przeciętnej restauracji.
Coraz dłuższa lista zawodów zagrożonych wymarciem pisana jest nie tylko ręką postępu technologicznego, ale także przez zerowe a nawet ujemne stopy procentowe w krajach rozwiniętych. Dostępny prawie za darmo kapitał sprawia, iż nawet najdroższa technologia warta jest wdrożenia – w końcu pozwoli zaoszczędzić na kosztach pracy. Właściciele fabryk otrzymują więc wsparcie banku centralnego w postaci taniego kredytu, dzięki czemu stać go na zamianę połowy personelu na maszyny oraz roboty.
Krajem, w którym zmiany w profilu zawodów obserwować można od dziesięcioleci są Stany Zjednoczone. W połowie XIX wieku połowa mieszkańców USA pracowała w rolnictwie, w roku 2013, dziś jest ich nieco ponad milion. Choć żywności natomiast przybywa. Rynek pracy skurczył się także dla pracowników przemysłowych – w ciągu drugiej połowy XX w z 11% ich liczba spadła do 4%.
Czy jednak postęp technologiczny kojarzyć powinien się tylko z masowym wymieraniem zawodów, wzrostem bezrobocia wśród dużych grup społecznych? Nie, nie i jeszcze raz nie! Zmiany społeczno-gospodarcze oraz rewolucja technologiczna bowiem tworzą więcej miejsc pracy niż zabierają. Jak wskazują dane, więcej osób pozwolić może sobie na wybór pracy w wolnych zawodach – w ciągu ostatniego półwiecza odsetek muzyków, aktorów oraz wszelkiej maści artystów wzrósł niemal trzykrotnie. Więcej jest także kucharzy, piekarzy i cukierników. Co ciekawe, wzrasta, a nie maleje także liczba kasjerów, choć i oni pewnie wkrótce eliminowani będą przez automaty. Dzięki nowoczesnym technologiom powstały setki, jeśli nie tysiące profesji, o których nie śnili filozofowie sto, czy choćby pięćdziesiąt lat temu.
Spać więc możemy spokojnie – choć coraz więcej wokół nas maszyn i robotów, coraz więcej też ludzi, którzy muszą nimi operować, konserwować, budować, programować oraz wymyślać. Wyjście jest tylko jedno – nieustająca, niekończąca się nauka. Nauka przez całe życie.