Podział na Polskę A i Polskę B nadal aktualny

Często słyszymy o podziale naszego kraju na Polskę A i B – granice te stawia się najczęściej w kontekście poziomu życia, zarobków i rozwoju gospodarczego. Patrząc pod kątem geograficznym, podziały te mają podłoże historyczne i pokrywają się z dawnymi granicami zaboru pruskiego (bardziej rozwinięta Polska A) oraz  rosyjskiego i austriackiego (Polska B). Do ich pogłębienia doszło również w czasach II Rzeczypospolitej, gdy bardziej uprzemysłowiona Polska A dominowała gospodarczo nad rolniczą Polską B. Czy obecnie nadal możemy mówić o podziale na bogatszą i biedniejszą część naszego karju, czy różnice uległy zatarciu?

W ostatnim czasie słyszymy o niskim i ciągle spadającym poziomie bezrobocia. W kwietniu 2018 roku odnotowano najniższą od 1991 roku stopę bezrobocia, która wyniosła 6,3 %. Sam spadek stosunku liczby osób bez pracy do tych aktywnych zawodowo wahał się w zależności od województwa pomiędzy 0,2 – 0,7%. Najwyższe bezrobocie utrzymuje się w województwie warmińsko-mazurskim, lubelskim i podlaskim. Z kolei najniższe tradycyjnie w województwach w zachodniej części kraju, czyli w Polsce A obejmującej między innymi województwa wielkopolskie, pomorskie, śląskie, dolnośląskie i małopolskie. Jak widać na powyższym przykładzie podział na “dwie Polski” jest nadal widoczny.

Nic więc dziwnego, że w regionach z najniższą stopą bezrobocia brakuje rąk do pracy. Dochodzi do sytuacji, że rodzime firmy sięgają po pracowników z Kambodży, Bangladeszu i oczywiście z sąsiedniej Ukrainy i Białorusi. Maria Kuźniar z firmy manaHR dowodzi, że nie chodzi wyłącznie o oszczędności:

Śląsk jest województwem o najwyższym stopniu urbanizacji i gęstości zaludnienia w Polsce. Dodatkowo jest to jeden z najbardziej uprzemysłowionych regionów. Nie dziwi zatem, że „rąk do pracy” po prostu brakuje! Coraz mniej firm ma na swoim pokładzie wyłącznie Polaków. Zatrudnienie Ukraińców czy Białorusinów staje się standardem. Coraz częściej słyszy się o sprowadzaniu pracowników z bardziej egzotycznych miejsc jak Kambodża czy Nepal. Koszt utrzymania pracownika z zagranicy– zapewnienie mu wynagrodzenia, zakwaterowania, a także bardzo często transportu do firmy i posiłków jest zbliżony, a nawet wyższy od wynagrodzenia pracowników z Polski. Pracodawcy ze Śląska zatem nie decydują się na zatrudnienie obcokrajowców ze względu na oszczędności, to jest po prostu konieczność.

Jak wygląda zatem sytuacja w regionach, w których bezrobocie jest najwyższe? Mogłoby się wydawać, że w sukurs przyjdą pracownicy z województw gdzie ten wskaźnik jest najniższy. Niestety Polacy są mało mobilni i niechętnie opuszczają swoje rodzinne strony, co uwarunkowane jest kulturowo i społecznie. Analogicznie, jak w bogatszych regionach rozwiązaniem jest zatrudnianie obcokrajowców. Jak się łatwo domyśleć, niezależnie od lokalizacji, największym problemem pracowdawców jest znalezienie specjalistów i wysoko wykwalifikowanych pracowników.

Podział na lini Polska A i Polska B widać też w wysokości zarobków. Według ekspertów z manaHR średnie zarobki na Śląsku i Dolnym Śląsku osiągnęły poziom średniego wynagrodzenia dla Polski. Z kolei Małopolska, Wielkopolska i województwo pomorskie mogą poszczycić się zarobkami na poziomie 107 i po 101% średniej krajowej. Polska B, czyli podlaskie, podkarpackie, lubelskie i kujawsko-pomorskie mają znacznie gorszy wynik na poziomie ok. 80%. Tradycyjnie w takim zestawieniach idealny podział zaburza stolica. W Warszawie sytuacja wygląda dużo lepiej niż w całym województwie mazowieckim, które bez niej plasuje się dużo niżej w zestawieniu. Gdy nie uwzględnimy stolicy, to średnie zarobki z poziomu 110% spadają do wartości niższych niż na Śląsku i Dolnym Śląsku.

Pomimo stałego wzrostu wynagrodzeń (2018 to rekordowy rok) nadal mamy do czynienia z wyraźnymi różnicami pomiędzy “dwiema Polskami”, a rozwarstwienia wcale nie znikają, co można łatwo zaobserwować w danych pochodzących z rynku pracy.

 

Zobacz także