Statystyki dotyczące bezrobocia ciągle się poprawiają. Pracodawcy narzekają, że nie ma rąk do pracy, a tymczasem szukający zajęcia wciąż powtarzają, że na rynku nie ma dobrych ofert. Skąd ten paradoks?
Zacznijmy od pracowników. Ogłoszeń dotyczących wolnych wakatów jest rzeczywiście sporo. Częściej kuszą one umową o pracę, która jeszcze niedawno wydawała się być coraz bardziej nieuchwytnym świętym Graalem rynku pracy. Niestety nieraz okazuje się, że był to ze strony pracodawcy jedynie chwyt, mający przyciągnąć uwagę potencjalnych pracowników. W czasie rozmowy kwalifikacyjnej wychodzi bowiem, że tak naprawdę umowa o pracę w ogóle nie wchodzi w grę i możemy cieszyć się, jeśli przedsiębiorca będzie na tyle łaskawy, żeby opłacić nam ubezpieczenie zdrowotne. Do tego dochodzi również zazwyczaj niskie wynagrodzenie. Popyt na pracowników nie spowodował jeszcze wzrostu płac we wszystkich sektorach, a jedynie w kilku wybranych, gdzie liczba wakatów jest największa. Atrakcyjnych pod tym względem ofert pracy wcale nie ma tak dużo.
Co na to pracodawcy? Ci narzekają przede wszystkim na to, że na rynku brakuje pracowników, którzy posiadają kwalifikacje do pracy na wolnych stanowiskach. Zwracają też uwagę na to, że roi się w Polsce od magistrów, a brak jest dobrze wyspecjalizowanych pracowników fizycznych. Trudno się z nimi nie zgodzić. Kolejne rządy nie tylko nie rozwijały, ale wręcz doprowadziły do upadku szkolnictwa zawodowego. Tymczasem, jak mówi ludowa mądrość: lepiej najpierw mieć fach w ręku, a później ewentualnie edukować się. Od ośmiu już lat najbardziej poszukiwanymi specjalistami są mechanik, elektryk, spawacz i murarz, czyli wykwalifikowani pracownicy fizyczni. Na drugim miejscu w tej klasyfikacji znajdują się inżynierowie, a dalej technik, pracownik działu IT, kierowca i operator produkcji/maszyn. W efekcie, aż 47% przedsiębiorców wskazuje brak odpowiednich kwalifikacji jako główny powód trudności w znalezieniu pracowników, a kolejne 33% mówi wprost, że na wolne wakaty brak jest kandydatów w ogóle.
Rozwiązaniem problemu powinno być podniesienie poziomu studiów wyższych i zmniejszenie liczby przyjmowanych studentów przy jednoczesnej stymulacji rozwoju szkolnictwa zawodowego oraz zacieśnieniu współpracy między szkołami zawodowymi a zakładami pracy, co powinno skutkować dostosowaniem oferty do lokalnego rynku pracy.