Futurologom i ekonomistom ciężko jest dojść do porozumienia, gdy dyskutują o przyszłości pracy. Jedni, jak choćby Thomas Frey uważają, że do 2030 roku zniknie z rynku ponad 2 miliardy miejsc pracy, czyli połowa istniejących obecnie na całym świecie. Większość z nas zastąpi bowiem sztuczna inteligencja. Inni, jak Kim Moody, twierdzą, że ilość miejsc pracy wcale nie będzie maleć. Przedstawiciele drugiego obozu twierdzą, że od rozpoczęcia rewolucji przemysłowej maszyny stopniowo przejmowały kolejne miejsca pracy, a mimo to tych nie ubywało. Obie grupy nie mają jednak wątpliwości, że już wkrótce pojawią się nowe, nie znane nigdy wcześniej zawody, a sam rynek pracy czekają głębokie przekształcenia.
Zmiany spowodowane będą nie tylko rosnącym stopniem informatyzacji, ale również podejściem do pracy przedstawicieli pokoleń Y i Z. Cenią oni swój indywidualizm, najchętniej pracują na własny rachunek, a jeżeli ktoś ich zatrudnia, chcą być partnerami, a nie podwładnymi. Do tego ważny jest dla nich tzw. work-life balance (czyli równowaga między pracą a życiem prywatnym) oraz elastyczne godziny pracy. W związku z tym, wydaje się, że w najbliższym czasie rozprzestrzeni się tzw. praca projektowa. Wymaga ona wąskiej specjalizacji, co napędza proces powstawania zawodów, o których kilka lat temu nikt jeszcze nie słyszał, takich jak analitycy Big Data.
Niestety równocześnie trudno jest przewidzieć, specjaliści z jakiego zakresu potrzebni będą w perspektywie kilku lat. Bez wątpienia bardzo duże będzie zapotrzebowanie na osoby z wiedzą i wykształceniem informatycznym. Trudno jednak z dużą dozą pewności przewidywać konkretniej.
Wszystko wskazuje też na to, że rosnąć będzie liczba osób pracujących w trybie zdalnym. Rozwój technologii teleinformatycznych w tym przede wszystkim chmurowych sprawia, że coraz rzadziej przykuci jesteśmy do biurek w naszych biurach. Proces ten z pewnością będzie się pogłębiał szczególnie w branżach, które stawiają raczej na wydajność niż na innowacyjność.